2016/09/17

Anna Ficner-Ogonowska - Alibi na szczęście

"Daj się porwać tej pięknej historii o miłości, przed którą nie da się uciec. 
Przestań się spieszyć i pomyśl o tym, co w życiu najważniejsze.
Hania straciła wszystko. Jej życie zatrzymało się pewnego sierpniowego dnia. Przestała marzyć, a jedyne plany to te, które układa dla swoich uczniów.
Kiedy na jej drodze staje Mikołaj, Hania boi się zaangażować, ale on walczy o miłość za nich dwoje. Pomaga mu w tym jej przyjaciółka Dominika, której energia i poczucie humoru rozsadziły niejedno męskie serce. Jest też pani Irenka: prawdziwa skarbnica ciepła i mądrości - po prostu anioł stróż. To w jej nadmorskim domu, gdzie na parapecie dojrzewają pomidory, a kuchnia pachnie szarlotką i sokiem malinowym, Hania odnajduje utracony spokój, odzyskuje wiarę w miłość i daje sobie wreszcie prawo do bycia szczęśliwą.
To pełna nadziei opowieść o tym, że nic nie zamyka nam drogi do szczęścia. Bo szansa na nowe życie jest zawsze i tylko od nas zależy, czy zechcemy ją wykorzystać." (lubimyczytac)

Alibi na szczęście? Alibi dla szczęścia? Czy Szczęście potrzebuje alibi? To jedno z głównych pytań, które zadaje sobie Hania, główna bohaterka powieści Anny Ficner-Ogonowskiej, która z kolei.. Strasznie namieszała mi w głowie i gdy przeczytałam ostatnią stronę książki sama nie wiedziałam co czuje. Czy książka mi się podobała czy jednak nie? Czy była kiczowata, przewidywalna i nudna czy jednak wciągająca, napawająca optymizmem, wywołująca uśmiech na twarzy? Bardzo długą ją czytałam, po skończeniu musiałam też dać sobie dzień, dwa przerwy nim wzięłam się za recenzję, by wszystko ułożyło mi się w głowie. Przeważnie lubię tworzyć opinie "na gorąco", szczególnie, gdy książka mi się podoba, tutaj jednak miałam bardzo mieszane uczucia, więc potrzebowałam też czasu, by podzielić się z Wami przemyślaną opinią.

Z początku, gdy zaczęłam czytać książkę, muszę przyznać byłam z-a-c-h-w-y-c-o-n-a. Nawet nie tyle urzekła mnie historia, co styl autorki. Dawno już tak przyjemni mi się czegoś nie czytało. Pani Anna, ma niezwykły Dar, i do zdecydowanie przed duże "de". Ma jakąś niesamowitą lekkość w pisaniu, zgrabnie przebiera w słowach: ma duży zasób słownictwa, często zdarza jej się wplatać dość ciekawe metafory czy przysłowia. Najbardziej jednak podobały mi się dialogi, które tworzyła. Często zdarza się, że nawet w dobrej książce brzmią one niezwykle sztucznie, często nie są płynne lub brak wypowiedziom "otoczki" (nie wiadomo co bohater robi w trakcie wypowiedzi, jakie emocje mu towarzyszą). Tutaj jednak wszystko było niemal idealnie, dlatego po kilkudziesięciu stronach nazywałam autorkę mistrzynią dialogów. Niemal słyszałam tą uroczą paplaninę pani Irenki czy wrzaski Dominiki. A skoro już wspominam o bohaterach..
Zabawne, bo początkowo Dominika bardzo mnie irytowała. Była taka nieokrzesana, momentami bezpruderyjna i wulgarna.. Nie wyobrażam sobie pewnych zachowań, nawet jeśli z kim się przyjaźnię. Drzeć się od wejścia, bo samemu zapomniało się kluczy? Wpadać jak burza bez żadnego "cześć" i znikać bez "pa"? I przy tym wszystkim ciągle, za przeproszeniem, drzeć mordę? Chyba bym oszalała.. Czytając jednak kolejne strony, zdecydowanie zdobywała moją sympatię, szczególnie przy bardzo mdłej i nudnej Hance. Mikołaj (jedna z pierwszoplaniwych postaci, zakochany po uszy w głównej bohaterce), zapisał ją w swoim telefonie "Hanusia" i muszę przyznać, że to określenie strasznie do niej pasuje. Nie Hanka, nie Hania, tylko Hanusia - taka rozmymłana, lelawa, nieśmiała Hanusia. Owszem, wiele przeszła, niejedna osoba by się po tym pewnie nie pozbierała, ale cóż, nie zmienia to faktu, że jakoś szczególnie jej nie polubiłam. Ogólnie mówiąc bohaterzy nie są szczególnie udani - nieważne czy narwana Dominika, przebojowy Przemo, czy ktokolwiek pojawiający się w tej historii i ma jakieś bliższe stosunki z Hanką jest niezwykle dobry, miły, no serce mają ze złota i są do rany przyłóż.

Bo w życiu to wszystko lepiej smakuje, jak jest przyprawione miłością. Trzeba jej dodawać wszędzie. Gdzie się tylko da.

Więc mimo niezwykłego stylu autorki, książka z czasem zaczęła mnie.. nudzić. Taki talent zmarnowany na tak smętną historię. Książka ma ponad sześćset stron, a tam nie dzieje się niemal nic ciekawego! Brak niezwykłych zwrotów akcji, główna tajemnica(=tragedia) bohaterki też jest z grubsza do przewidzenia, bohaterzy nie wyróżniają się niczym szczególnym. Te ponad sześćset stron opisuje banalne, codzienne rzeczy nad którymi autorka naprawdę potrafiła się rozpisywać. Z początku ujmujące, ciekawe w połowie książki zaczynało nudzić, a nawet irytować. Bo co innego, gdyby pani Anna wplotła kilka takich scen i dokładnie opisała, co innego jak opisywała to właściwie cały czas. Niemal tylko i wyłącznie to. Pod koniec książki byłam już tak znużona, że nawet dialogi, które przecież początkowo tak mi się podobały również zaczęły mnie frustrować.

(...) życie człowieka składa się z tysięcy epizodów. Jednak tylko jeden z nich jest naprawdę ważny i zmienia całe życie. Mądrość życiowa polega na tym, żeby go nie przeoczyć wśród całej reszty.

W Internecie "Alibi na szczęście" ma wiele pozytywnych opinii. Mnie jednak książka nie urzekła, ale pewnie dlatego, że choć sięgam po przeróżne książki, to jednak najbliższe memu sercu są kryminały, thrillery (m.in. dlatego tak bardzo rozbawiła mnie opinia Artura Żmijewskiego "Love story którą czyta się jak kryminał".. NO CHYBA NIE.). Albo gdyby chociaż była o połowę krótsza to na pewno miałabym o niej lepsze zdanie. Dodatkowo miałam ciężką sprawę z klasyfikacją tej pozycji. Jak już ustaliliśmy - kryminał to to na pewno nie jest. Love story? Uczucie Mikołaja i Hanki jest motywem przewodnim, ale daleko mu do typowego romansidła. Obyczajówka? Nie do końca, ale chyba do tej kategorii jej najbliżej..

Takie właśnie szczęście jest chyba największe, kiedy nie potrafi się podać tylko jednego powodu.

Podsumowując: gdyby książka miała 300, a nie 600 stron na pewno podobałabym się bardziej. Styl autorka ma świetny, ale sama przedstawiona przez nią historia raczej nie porywa, podobnie z bohaterami.. Za to można wynotować naprawdę dużo fajnych cytatów. Ogólnie więc patrząc "Alibi na szczęście" wypadło u mnie bardzo przeciętnie.

Alibi na szczęście | Krok do szczęścia | Zgoda na szczęście | Szczęście w cichą noc

6 komentarzy:

  1. podobają mi się cytaty, ale ze względu na słabą historię i Hanusię (już czuję jakby mnie irytowała samą swoją obecnością) nie zaryzykuję. pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, Hanusia bardzo psuje tą książkę - jest rozmymłana, a na swój sposób nawet też bardzo egoistyczna przez swoje "nieogarnięcie". A to przecież glówna bohaterka!! Podobno druga część jest lepsza - Hanusia, jak się domyślam, nie jest już aż tak rozlaźnięta i zastanawiam się czy dać jej jeszcze szansę... ;)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. W bliskiej przyszłości na pewno po "Alibi na szczęście" nie sięgnę, ale może w dalekiej przyszłości już tak. Cytaty za to bardzo ładne!
    Pozdrawiam,
    http://ksiazkipatki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednego nie da się ukryć - książka jest skarbnicą cudownych cytatów, właśnie dzięki talentowi autorki, która naprawdę zgrabnie przebiera w słowach ;)

      Pozdrawiam! ;)

      Usuń
  3. Książkę mam już na swojej półce, ale jeszcze nie miałam czasu, aby do niej zajrzeć. Niemniej, co się odwlecze, to nie uciecze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie! ;) ogólnie choć sama historia mnie nie porwała, to jednak warto zapoznać się z debiutancką książką pani Anny, bo co jak co, ale talent do pisania to ona ma przeogromny :)
      Pozdrawiam:)

      Usuń

Jeśli już odwiedziłeś/aś mojego bloga, a na dodatek choć trochę Ci się spodobał, będzie mi bardzo miło jeśli pozostawisz po sobie jakiś ślad w postaci komentarza i/lub obserwacji!
Dzięki i mam nadzieje, że jeszcze tu wrócisz! :)
Copyright © 2016 zaksiążkowany świat Raven , Blogger