Nie wiem dlaczego, ale z początku byłam nastawiona na coś zupełnie innego. Może mój błąd polegał na tym, że właściwie nie zapoznałam się z opisem książki. Po prostu wpadła mi w ręce to zaczęłam czytać. Z jednej strony mogę to uznać za plus - spodziewałam się kolejnej historyjki z serii "ona niby taka zwyczajna, a jednak wyjątkowa, ratuje cały świat". Czyli coś co często spotyka się w książkach młodzieżowych pomieszanych z fantasy. Ale nie! Tutaj mamy do czynienia z zupełnie czymś innym. Pierwsza myśl? Och, coś oryginalnego! Druga myśl? Wcale nie. Przecież literacki świat tak naprawdę roi się od książek, które przedstawiają nam świat lub przyszłość w mniej lub bardziej prawdopodobny sposób. Kat Falls zdecydowała się na epidemie wirusem
ferae. Początkowo śmiertelny, później zmieniający ludzi w mutantów. Doprowadził do powstania ogromnego muru, który oddziela Dziką Strefę, a więc zamieszkałą przez osoby zarażone lub ludzi, którym nie udało się przejść przez punkty kontrolne, od Zachodu, gdzie mieszkają ludzie zdrowi, poddani coś na wzór kwarantanny, ale żyjący w dostatkach i mogących cieszyć się postępami cywilizacyjnymi.
Muszę przyznać, że autorka naprawdę dobrze poradziła sobie z samym pomysłem epidemii - przeprowadzeniem exodusa, podzieleniem ludności na dwie strefy oddzielone potężnym murem. Świetnie rozegrała sprawę dotyczącą wirusa, który w ostateczności nie zabija, a zmienia ludzi w mutanty, choć nie dzieje się to od razu. Fakt, sprawa jest z nim też trochę skomplikowana jeśli dotyczy zwierząt - jedni są oporni, inni wręcz przeciwnie. Sama historia głównej bohaterki, a więc Lane McEvoy, też przeprowadzona jest bardzo zgrabnie. Nie jest osobą, która postanowiła ocalić świat - musi zagłębić się w świat dzikich, ponieważ nie ma wyboru. Jest osobą bardzo dobrą, życzliwą, więc tym bardziej nie mogłaby siedzieć bezczynnie, gdy bliskiej jej osobie groziło niebezpieczeństwo nawet jeśli wcześniej nigdy nie myślała o Dzikiej Sferze i uważała za totalną głupotę zapuszczanie się w te okolice.
- Nie można kochać kogoś, kogo się nie zna.
- Znałem ją. Dzięki opowieściom. Jej ojciec lubi mówić o córce, bo jest z niej dumny. (...) Chłonąłem każde słowo. Bo skoro gdzieś tam żyła dziewczynka, która codziennie wychodziła, żeby ocalić jakieś bezdomne zwierzę, to wiedziałem, że pewnego dnia znajdzie i mnie. I tak się stało.
Styl autorki jest bardzo lekki, historię dzięki temu czyta się szybko. Odpowiednio dawkuje napięcie, zwroty akcji. Główni bohaterowie budzą sympatię czytelnika, chociaż właściwie nie są jakoś specjalnie oryginalni jeśli przyrównać ich do bohaterów innych powieści młodzieżowych. Falls nie przynudza opisem krajobrazu czy różnych istot, ale opisuje je na tyle
wyraźnie, że spokojnie można je zobaczyć w wyobraźni. Chciałabym powiedzieć, że cała historia jest wbrew pozorom naprawdę na swój sposób wyjątkowa, taka inna, ale z drugiej strony.. Mam wrażenie, że to wszystko już gdzieś było. Choćby dziewczyna, Lane, nie jest wyidealizowana, zdaje się być przeciętna - raz jest zupełnie zagubiona, raz radzi sobie nadzwyczaj dobrze; raz bywa nadzwyczaj miła, a raz potrafi rzucić ciętą ripostę.. Brzmi znajomo, prawda?
Muszę wspomnieć o czymś, co przewija się w niemal
każdej tego typu książkach -
trójkąt miłosny. Chociaż określenie "miłosny" to może jest jeszcze zbyt duże słowo, ale główna bohaterka ma słabość do dwóch pojawiających się w historii chłopaków, a oni oczywiście mają słabość do niej. Bardzo oklepany temat, chociaż cieszę się, że tutaj przynajmniej ten wątek zdecydowanie był drugoplanowy i nie przysłaniał głównych wydarzeń.
Jedna dziewczyna, dwóch chłopaków. Och, on jest taki mądry i silny – powiedział Rafe falsetem i przycisnął dłonie do policzków. – Ale on jest taki przystojny. Co za udręka.
Podsumowując - książka Kat Falls "Nieludzie" zrobiła na mnie całkiem dobre wrażenie. Stworzony przez nią świat czyta się przyjemnie, można ją pochłonąć właściwie w dwa dni. Główni bohaterowie, choć tak naprawdę nie wyróżniają się na tyle innych bohaterów w literaturze młodzieżowej, wzbudzają sympatię i właściwie po raz pierwszy miałam problem z określeniem, której parze z "trójkąta miłosnego" kibicuje. Autorka potrafi zaskoczyć czytelnika, całkiem przyzwoicie wprowadza w świat, w którym ludzie zostali podzieleni przez wirus. Z początku zarzuca nas nazwami, które niewiele nam mówią, ale potem wszystko ładnie się wyjaśnia. Myślę, że jest to odpowiednia książka szczególnie dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z literaturą młodzieżową pomieszaną z elementami fantastycznonaukowymi. Można się łatwo zrazić do tego gatunku, bo często jest tak, że z początku styl autora trochę drażni, trochę wydaje się "płytki", mało "rozwinięty", ale pani Falls całkiem nieźle poradziła sobie z tym zadaniem - jest styl nie jest górnolotny, ale czyta się ją bardzo przyjemnie (przynajmniej nie skleja zdań jak małe dziecko!).
Niestety ja już miałam do czynienia z taką literaturą, dużo się tego naczytałam w czasach liceum chociaż bliższe było mi zdecydowanie fantasy - magia, wampiry i te sprawy. Ale jednak.. Mimo, że "Nieludzie" to jedna z lepszych historii w tym gatunku, to wszystko gdzieś już widziałam, czytałam i dlatego też nie mogę wystawić oceny wyżej niż 7, ale to przecież i tak wysoka nota, prawda?
Moja ocena na
lubimyczytac.pl: 7/10 (b. dobra)
Nieludzie | Undaunted
__________________________________________
Miłej, cudnie spędzonej i zaczytanej majówki! ;)
Ps: przypominam o konkursie i zachęcam do obserwowania mnie także przez konto
Google+ ;)