Głównym bohaterem kryminału Gardnera jest adwokat Mason. Cała historia rozpoczyna się w momencie, gdy do jego kancelarii trafia czek opiewający na dwa i pół tysiąca złotych. Zainteresowanie Masona wzbudza fakt, że nie ma pojęcia kim jest nadawca, więc tym samym nie wie za co otrzymuje czek. Sprawa komplikuje się, gdy po niedługim czasie otrzymuje ponownie czek, wystawiony na taką samą kwotę i przez tą samą osobę. Gdy idzie zdeponować czeki prosi o wnikliwą uwagę, dzięki czemu dowiaduje się, że jeden z czeków jest fałszywy. Koniec końców okazuje się, że czek został nadany przez panią Allerd, żonę bardzo wpływowego męża, która uciekła z rzekomym kochankiem - Fleetwood'em. Mason zaintrygowany całą sytuacją, od razu dostrzegający, że coś tutaj nie gra i angażuje się w sprawę. Wyrusza na poszukiwania pana Fleetwood'a i szybko przekonuje się, że sprawa nie jest taka prosta jakby mogło się z początku wydawać.
Przyznam szczerze, że chyba nigdy nie sięgnęłabym po tą książkę, gdyby nie.. nuda. Tak! Nuda na praktykach sprawiła, że odgrzebałam gdzieś w zasobach właśnie ten kryminał i z braku innych możliwości, gdy nie miałam nic innego do roboty, po prostu czytałam "Sprawę leniwego kochanka". Z początku nieszczególnie urzekła mnie ta historia, ale muszę przyznać, że po pewnym czasie nawet zaczęło mi się podobać. Nie da się jednak ukryć, że w sprawie następuje tyle zwrotów akcji, że teoretycznie można się pogubić i trochę sprawia wrażenia chaosu. Tu ktoś jest niby zabity i ktoś podejrzany, tu nagle okazuje się, że wcale ktoś nie jest zabity i staje się głównym podejrzanym w innej sprawie.. Kosmos! Skłamałabym jednak, gdybym powiedziała, że ostatecznym rozwiązaniem sprawy nie byłam pozytywnie zaskoczona. Nie podejrzewałam, że właśnie tak to się skończy. To jeden duży plus.
Drugi plus należy się za fajny klimat panujący w książce. Głównie jest ona stworzona z dialogów między bohaterami, ale po prostu.. to takie dziwne i zarazem miłe poczytać w końcu o czasach, gdzie nie panuje era smartfonów, tabletów i wszystkich innych nowoczesnych sprzętów bez których przeciętny człowiek nie potrafi dzisiaj funkcjonować. Ale nie ma się co dziwić, w końcu ksiażka pochodzi z 1947 roku.
Na nudę, z braku lepszego wyboru, całkiem niezła, aczkolwiek mam na swoim koncie lepsze kryminały.
Moja ocena na lubimyczytać: 5/10 (przeciętna)
Ogólnie 5 to nie aż taka zła ocena,jednakże kryminały to moja wielka czytelnicza miłość,więc z każdym kolejnym mam coraz większe wymagania,dlatego też niestety ten nie przypadł by mi do gustu... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńGdzieś spotkałam się z opinią, że inne książki Gardnera są lepsze ;)
UsuńJa niespecjalnie za kryminałami przepadam, wolę romanse ;) A jeżeli Tobie się nie podobała, to tymbardziej jej nie przeczytam :P Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńP.S
UsuńŁadny szablon ;)
Szablon to zasługa Agaty z wioskaszablonów ;)
UsuńKsiążka niestety nie dla mnie, bo nie lubię tego gatunku. :c
OdpowiedzUsuń